Rosja to dziwny kraj. Jednocześnie przeraża, fascynuje, ale też, nas Polaków, śmieszy. Nie da się tego wielkiego kraju jednoznacznie zdefiniować, niemożliwością jest ogarnięcie go według zachodnich kanonów i ot, tak po prostu zaszufladkować. Rosja to ogromna mozaika sprzeczności i paradoksów.

Duchowa mozaika
Albert Jawłowski w reportażu „Miasto biesów. Czekając na cara” stara się wziąć pod lupę jeden z elementów mozaiki: rosyjską duchowość i religijność. Czyni to nie z perspektywy Moskwy, lecz Jekaterynburga, miasta, gdzie paradoksy rosyjskiego światopoglądu widać, jak na dłoni. Jekaterynburg to miasto przemysłowe, które lata prosperity ma już za sobą. Autor zaczyna od przedstawienia ogromnego i nowoczesnego obiektu, czegoś, co jest połączeniem multimedialnego muzeum historycznego a „mauzoleum” ku pamięci Borysa Jelcyna, pierwszego prezydenta Federacji Rosyjskiej, wywodzącego się i rozpoczynającego karierę zawodową i polityczną właśnie w tym mieście na Uralu. Rosja, co widać doskonale na przykładzie tego szczególnego miasta, ma problem z narracją historyczną. Każde państwo musi mieć konkretne i mocne podwaliny tzw. polityki historycznej, by na nich móc budować teraźniejszość. U naszych wschodnich sąsiadów polityka przeszłości przypomina koktajl, do którego wrzucono wykluczające się postaci i idee, co w rezultacie dało dość ciężkostrawny napój. Jelcyn łączy się z Leninem, ten z kolei z Jakowem Swierdłowem, który wykonał rozkaz zamordowania ostatniego władcy z dynastii Romanowów i wreszcie sam car Mikołaj II. Najmniej liczą się fakty historyczne, najważniejsze jest, by ludzie oswoili się z na nowo opowiedzianą historią, gdzie pierwsze skrzypce gra Moskiewska Cerkiew z na czele patriarchą Aleksym.
Rosji rozumem nie ogarniesz
Reportaż Jawłowskiego nie jest prostą ani lekką lekturą. Autor przeskakuje z tematu na temat, starając się wyjaśniać czytelnikowi zawiłości rosyjskiej rzeczywistości. Jednocześnie zdaje relacje z pobytu w lesie, gdzie zakopano szczątki carskiej rodziny, a gdzie teraz znajduje się centrum pielgrzymkowe i miejsce spotkań i pogadanek różnego rodzaju „retorów” próbujących tłumaczyć przeszłość na swój sposób. Póki co kult Mikołaja II i jego najbliższych, których w 2000 roku uznano za świętych, nie słabnie, a nawet rośnie w siłę.
Trudno mi jednoznacznie ocenić „Miasto biesów”. Z jednej strony wnosi wiele nowych i do tej pory nieznanych mi informacji, dotyczących współczesnej Cerkwi i prowadzącej przez nią polityki. Z drugiej strony odsłania głód duchowy współczesnych Rosjan. Po latach komunistycznej indoktrynacji i pustki w sferze spirytualnej i emocjonalnej bardzo potrzebują namacalnych symboli, z którymi mogliby się utożsamić i podążać za nimi. Autor stara się te wszystkie zagmatwania rosyjskiej duszy i polityki przedstawić, jak najlepiej. Mimo że nie zawsze mu się to udaje, to i tak warto przeczytać „Miasto biesów”, które jest maleńkim kamyczkiem w ogromnej mozaice, której na imię Rosja.