Przynajmniej raz w życiu każda/każdy z nas zamarzył sobie, by mieć „Służące do wszystkiego”. Taki tytuł nosi książka, Joanny Kuciel-Frydryszak po lekturze, której przestałam śnić na jawie o posiadaniu służącej.

Mieszczańska moralność
Autorka dokonała bardzo głębokiego rozeznania tematu, sięgnęła do źródeł, by oddać rzeczywistość polskich służących począwszy od końca XIX wieku, a skończywszy na latach tuż po II wojnie światowej. Aby uzmysłowić sobie, jak wyglądało położenie „pomocy domowej”, wystarczy przypomnieć sobie dramat Zapolskiej „Moralność pani Dulskiej”. To w nim, jak w soczewce skupiły się wszystkie patologie dotykające dziewczyn, które ze wsi przywędrowały do miasta, by zarobić na chleb. Najczęściej były analfabetkami, niemającymi żadnego wsparcia w dużym mieście. Werbowane przez tzw. rajfurki, były wystawiane na sprzedaż niczym niewolnice. Bogate mieszczki przychodziły na krakowski Rynek i wybierały w józiach, marysiach i franiach niczym w ulęgałkach. Dziewczyna dostawała książeczkę, w której po zakończeniu służby jaśnie pani pisała referencje, nie zawsze zgodne z prawdą. Zła opinia powodowała, że dziewczynie trudno było znaleźć nową pracodawczynię.
Służąca czy niewolnica?
Jeśli już znalazła pracę, to nie była to lekka i łatwa służba. Harówka zaczynała się przed świtem, a kończyła późnym wieczorem. Normą było, że służąca nie miała własnego kąta, o pokoju specjalnie dla niej nikomu się nie śniło. Dziewczyna spała w kuchni, często molestowana przez pana domu albo jego synów tak jak Hanka we wspomnianym dramacie Zapolskiej. Gdy zaszła w ciążę po prostu się jej pozbywano. Podobnie postępowano, gdy służąca zachorowała lub stała się zbyt stara, by pracować dla jaśnie państwa. W ówczesnych czasach nikomu się nie śniło o składkach emerytalnych, zdrowotnych, nie było też mowy o urlopach. Dziewczyna miała być zawsze dyspozycyjna i gotowa na każde skinienie swojej chlebodawczyni. Oczywiście zdarzały się wyjątki, kiedy to służąca stawała się prawie członkiem rodziny i nawet w czasie okupacji hitlerowskiej szła z własnej woli do getta, bo część Polek decydowała się na służbę u Żydów. Ale to są wyjątki, a nie norma.
Na napisanie tej książki Kuciel-Frydryszak poświęciła wiele pracy. Sięgnęła do różnorodnych źródeł, dzięki czemu przedstawione fakty są dobrze uwiarygodnione. Jednocześnie ten wyjątkowy i ciekawy reportaż historyczny jest bardzo dobrze napisany. Mimo że praca porusza ważny problem, to czyta się lekko i z przyjemnością. Po jej lekturze ma się już mniejszą ochotę na posiadanie własnej służącej.
1 thought on “Joanna Kuciel-Frydryszak „Służące do wszystkiego””