„Ojczyzna dobrej jakości” pod redakcją Małgorzaty Nocuń jest zbiorem reportaży z Białorusi.

Białoruś, tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Chociaż nie. Niestety, ostatnimi czasy niebezpiecznie zbliżyliśmy się do naszego wschodniego sąsiada, gdzie od kilkudziesięciu lat niepodzielnie panuje autokrata, Aleksandr Łukaszenka.
Kilka lat łagru za „marychę”
Na „Ojczyznę dobrej jakości” składają się teksty młodych reporterów, którzy wybrali się zza naszą wschodnią granicę. Każdy z tekstów przybliża niewielki wycinek rzeczywistości, w której żyją zwykli Białorusini. Książkę otwiera tekst o nastolatkach, którzy odsiadują długoletnie wyroki więzienia za posiadanie narkotyków. W tym kraju nie ma pojęcia „posiadania substancji na własny użytek”, więc nawet za niewielką ilość „maryśki” wsadzają do łagru. Dodatkowo, nie troszcząc się zebranie jakichkolwiek dowodów, oskarżają dzieciaki o udział w zorganizowanej przestępczości, co dodatkowo wydłuża wyrok. O zmianę w prawie walczą matki młodocianych więźniów, ale póki co ich wysiłek nie przynosi żadnych rezultatów.
Mąż Europejczyk
Ponadto w książce znajdziemy opowieść o tym, jak Białorusinki, bez względu na wiek i wykształcenie szukają mężów na zachodzie Europy. Pomaga im w tym biuro matrymonialne w Mińsku, specjalizujące się w swataniu par. Na brak klientów nie narzeka, gdyż znalezienie dobrze sytuowanego partnera, który umożliwi wyjazd zza granicę, wciąż jest marzeniem wielu kobiet.
Niebezpiecznie blisko
Czytając poszczególne reportaże, mamy możliwość przyjrzenia się z bliska kilku aspektom życia zwyczajnych ludzi. Z niepokojem przeczytałam o tym, jak się dławi niezależne media, a dziennikarzy w nich pracujących, których z roku na rok jest coraz mniej, szykanuje się, ciąga po sądach i zastrasza. Nikt samodzielnie myślący, który nie zgadza się z oficjalną linią Łukaszenki, nie może czuć się bezpiecznie w swoim kraju. Kraju, który wciąż ma problem z własną historią, który wciąż lansuje politykę dziejową, której bliżej do radzieckiej niż do własnej, białoruskiej. O miejsca pamięci, np. lasu, w którym zabito i pogrzebano w latach 30-tych XX w. być może setki tysięcy zamordowanych Białorusinów, dbają społecznicy. To oni z narażeniem życia, zagrożeni szykanami, na własną rękę próbują dociec co się wydarzyło w tym miejscu.
Po lekturze ma się wrażenie, że Białoruś to fasada. Jakby wieś potiomkinowska: z wierzchu piękna i błyszcząca, ale gdy zajrzeć głębiej, to okazuje się poobijana, zastraszona, trwająca w wiecznej bojaźni i odrętwieniu. Reportaże zawarte w „Ojczyźnie dobrej jakości” nie są równe, nie są wybitne, ale każdy z nich odsłania cząstkę prawdziwej Białorusi, dlatego warto po nią sięgnąć. A przeczytawszy zadumać się nad losem współczesnej Polski: czy chcemy być Białorusią?