„Stać się Leonardem. Słabości i geniusz Leonarda da Vinci” Mike Lankforda to kolejna biografia malarza, myśliciela i wynalazcy, żyjącego w Italii w XV i na początku XVI wieku.

Niestety, według mnie, choć oczywiście nie jestem specjalistką znającą życie i twórczość florentczyka na tle epoki, to jednak z przykrością muszę przyznać, że praca Lankforda jest po prostu słaba. W żaden sposób nie może się równać z biografią Waltera Isaacsona. Jego „Leonardo da Vinci’ jest rzetelną, bardzo ciekawą pracą, napisaną w sposób niezwykle ciekawy. Natomiast książka Lankforda jest mierną, napisaną byle jak niby biografią, która ma udowodnić tezę autora, że Leonardo da Vinci wcale wielkim umysłem nie był.
Autor z uporem maniaka podkreśla, że Leonardo był gejem i w do dodatku leworęcznym! Tak, jakby te fakty miały jakiekolwiek znaczenie w jego twórczej pracy. Z kart biografii Lankforda wyłania się rozchełstany introwertyk, który nie potrafi się dłużej skupić na jednej kwestii, a gdy już się weźmie za malowanie, to robi to nieprzyzwoicie długo („Ostatnia wieczerza” fresk w mediolański klasztorze) albo nie kończy ( fresk „Bitwa pod Anghiari”, którego malowanie miało znamiona rywalizacji z Michałem Aniołem). Natomiast nad innymi udanymi dziełami mistrza np. „Zwiastowanie”, „Salvadore”, czy „Dama z gronostajem”, przechodzi do porządku dziennego. Amerykański znawca (!) twórczości da Vinci nie omawia choćby pobieżnie żadnego z jego obrazów, jedynie wspomina o charakterystycznym dla Leonarda sfumato, czyli lekko o zamglonym wizerunku. Podczas lektury bardzo drażniły mnie bardzo długie i akurat w tej książce niepotrzebne dygresje historyczne. Jasne jest, że Leonardo jako artysta szukał protekcji i mecenasu u możnych ówczesnego świata. To samo robili wszyscy, liczący się malarze i rzeźbiarze epoki i nie było to niczym nadzwyczajnym. Jednak opisywanie kampanii Cezara Borgi, wydaje mi się mocno nie na miejscu. Jeśli już się czepiam, to mam uwagi również dotyczące języka. Lankford jest Amerykaninem i może stąd wynika jego nonszalancki, często niechlujny język, który czasem przechodzi w niemalże w uliczny slang. Sięgając po monografię popularnonaukową, spodziewam się jednak czegoś zupełnie innego, taki styl bardziej mnie odpychał niż przyciągał i zapraszał do dalszej lektury.
Podsumowując „Stać się Leonardem” jest słabą biografią, której lektura potrafi czytelnika zmęczyć, nie odkrywając przed nim żadnych ciekawych faktów ani nie przybliżając twórczości wielkiego florentczyka.