„Tajemnica Caravaggia” Tilmana Röhriga mocno mnie rozczarowała, mimo że dała mi jaki taki wgląd w czasy, w których żył Michelangelo Merisi powszechnie znany jako Caravaggio.

Tilman Röhrig a Irving Stone, czyli trudna sztuka pisania powieści biograficznych
Zanim przejdę do recenzowania wyżej wymienionej powieści, chcę napisać, że bardzo lubię epickie opisanie życia i twórczości wybitnych jednostek w tym także artystów. Napisanie dobrej powieści tego rodzaju nie jest sprawą prostą i wymaga od autora nie tylko talentu, ale także znakomitej znajomości epoki, jej realiów oraz poznania szczegółowej biografii bohatera. Dotychczas przeczytałam kilka, może nie znakomitych, ale dobrych powieści biograficznych artystów. Na pierwszy plan wybija się Irving Stone i jego „Kamień i ekstaza” o Michale Aniele czy „Pasja życia” o Vincencie van Goghu. Książki te czytałam kilkanaście lat temu, a wciąż o nich pamiętam.
„Tajemnica Caravaggia” bez tajemniczości
Zaczynając czytać „Tajemnicę Caravaggia” o tym włoskim malarzu początku epoki baroku, nie wiedziałam prawie nic. A była to postać niezwykle fascynująca i, jak to zawsze bywa z artystami, idącymi własną drogą, nieprzeciętna, niepokorna i kontrowersyjna. Obdarzony talentem, mający własną wizję malarstwa Merisi, bliżej znany jako Caravaggio, od nazwy miejsca, w którym się urodził, chadzał swoimi ścieżkami, nie kłaniając się możnym protektorom i mecenasom. Przedkładając męskie towarzystwo nad kobiecym, choć od niewiast też nie stronił, był stałym bywalcem tawern i spelunek aż dziw, że miał czas malować. Nieraz został nieźle obity i niejedną noc spędził w areszcie. Malował w sposób nowatorski, jak na tamte czasy, niezwykle szybko, bez wstępnych szkiców i być może dzięki temu możemy do dziś podziwiać sporo jego dzieł. Niestety, powieść Röhriga przeczytałam bez większych emocji. Powieść układa się bardzo, aż za bardzo liniowo, płasko. Nie ma w niej napięcia, nieprzewidzianych zwrotów akcji, choć biografia Caravaggia aż się prosi o powieść wręcz awanturniczą, trochę mroczną. Jakby nie było, Michelangelo, przez przypadek, czy też nie, zabił człowieka i z tej przyczyny, w rozkwicie swojej popularności w Rzymie, musiał uciekać z Wiecznego Miasta, by schronić się na Malcie, gdzie swoją siedzibę miał zakon joannitów. Lecz i tam jego krewki charakter dał znać o sobie i mimo, że jego możni rzymscy protektorzy wystarali się u papieża o ułaskawienie, to Caravaggio znów musiał uciekać z wyspy. Nie dotarł jednak do Rzymu, gdzie mógłby znów tworzyć. Zmarł z wycieńczenia, być może po kolejnym ataku malarii, w Porto Ecrole w Toskanii.
Steffano Zuffi przybliża bardziej
Czytając powieść, posiłkowałam się wiadomościami internetowymi oraz albumem autorstwa Steffano Zuffi „Caravaggio. Zbliżenia”. Dzięki temu moja wiedza o tym włoskim malarzu jest troszkę głębsza, bo sama powieść Röhriga jest zbyt słaba, by pozostawić w mojej pamięci trwały ślad. Jedynie rozbudziła moją ciekawość.